Samobójstwo po japońsku

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Co tworzy film? Tak proste pytanie wymaga prostej odpowiedzi. Można by się zastanowić, czy to nie nazbyt duże pójście na łatwiznę, jednak dla mnie jest tylko jedno kryterium, na które oczywiście składa się wiele pomniejszych. Nazywa się ono językiem filmu. W wielu moich notkach i recenzjach można odnaleźć odniesienie do tego parametru, ale choćbym się mocno postarał, to nigdy nie będę w stanie do końca go zdefiniować, sklasyfikować i sparametryzować.
Sztuka filmu nie wymaga od widza niczego, ale o ile ten sam z siebie czegoś nie wykrzesa, to sztuka to zwróci tyleż samo. Krótko mówiąc, świadoma i rzetelna ocena filmu zależna jest tylko i wyłącznie od doświadczenia widza. Język filmu z kolei to sposób na przekazywania najtrudniejszych z treści w jak najbardziej zrozumiały sposób. Najlepiej opowiedziany przy jego pomocy film będzie dobry dla każdego widza, ale z różnych powodów. Filmem, który wykazuje się prawdziwą wirtuozerią w tej dziedzinie jest Harakiri z 1962 roku w reżyserii Masakiego Kobayashi.

Film opowiada historię samuraja, który wraz z tysiącami innych zostaje pozbawiony Pana. Jego powinnością jest żyć w nędzy lub popełnić tytułowe rytualne samobójstwo. Aby jego honor nie został jednak splamiony i aby skorzystać w pełni ze splendoru, jakim jest śmierć w tak zaszczytny sposób, samuraj musi zabić się w obliczu innego dworu, a jego sekundantem powinien być słynny mistrz miecza. W taki właśnie sposób chce odejść bohater. Zanim jednak to jest stanie, samuraj opowie historię swoją i członków swojej rodziny.
Nie chcę zdradzać szczegółów fabuły, bo film jest poniekąd zaskakujący. Tematem, który chcę tutaj w większym stopniu poruszyć jest język filmu. Kino japońskie z tego okresu było raczej kinem charakterystycznym. Należy pamiętać, że wg japońskich widzów panowała opinia, że Kurosawa jest wręcz twórcą europejskim, więc jego filmy nie podlegały tym samym ocenom co filmy lokalnych twórców. Kobayashiemu udało się jednak dokonać rzeczy wspaniałej - opowiedzieć historię w najbardziej kunsztowny sposób, będąc jednocześnie wiernym japońskiej szkole filmowej. Co to oznacza? Otóż dialogi są na bardzo wysokim poziomie, choć skromne. Muzyka porusza, acz pozostaje wierna duchowi tamtych czasów. Temat uniwersalny, a jednak tyczący się lokalnych problemów i to takich, które nie wynikały bezpośrednio z wojny, a z jej braku. To paradoksalnie pokój doprowadził do masowych samobójstw i łamania honoru samuraja. Reżyserowi we wspaniały sposób udaje się pokazać, jak w obliczu codzienności i rutyny można zostać wiernym zasadom, a jednocześnie te zasady złamać i ponieść tego pełne konsekwencje.

Nie ustrzegł się ten film jednak pewnych wad. Jest za krótki. Tak jak ten paragraf. Zatem, aby nie przedłużać, bardzo Was proszę o zapoznanie się z tym niewątpliwym dziełem sztuki filmowej, które pozostanie w mojej głowie już na zawsze i będzie obejrzane jeszcze wielokrotnie.

Bardzo mi się podoba Twoja recenzja, choć filmy o tej tematyce rzadko oglądam, ale po przeczytaniu nabrałam ochoty by się rozsmakować w tej opowieści.

nie sugeruj sie zupelnie moja opinia tylko po prostu obejrzyj ten genialny film :)

Myślałam, że jak ktoś pisze, to po to by się jednak lekko zasugerować :)

Zwykle tak jest, ale akurat pozor pisze dla lansu.

Tylko on tu pisze dla lansu? :)

nie dla lansu tylko dla lansu i bouncu :)

@Pilotka Powinno Ci się spodobać - jest tu motyw poświęcenia życia w imię honoru. To prawie jak w Głodzie :)

Mam wrażenie, że w każdym filmie samurajskim prędzej czy później pojawia się wybór - życie albo honor, zakończony niezmiennie wyborem honoru.

To, że mi się "Głód" spodobał nie oznacza, że łyknę bez mrugnięcia okiem każdy film o podobnej tematyce.

ten film trafia do mojej listy "do pokazani wlasnemu dziecku" :)

Dodaj komentarz